Niezależnie, co robimy – czy to koniec projektu, ostatnie kilometry maratonu, czy ostatnie powtórzenia lub minuty zawodów. Wszystko ma zawsze jakiś koniec. Bardzo często ta końcówka - jak i jej wynik - ma się nijak do tego, co działo się wcześniej (oczywiście nie licząc sytuacji ekstremalnych). To, ile z siebie damy i jak to zrobimy albo umożliwi nam dotarcie do mety, albo nie. Bardzo często popełniamy wiele błędów na ostatnich metrach.
Bo to już tuż, tuż i zaraz się all skończy.
Błędy mają różną postać. Może to być danie z siebie za dużo, za wcześnie - co spowoduje, że wyczerpiemy zapasy energii i do mety raczej doczłapiemy, a nie dobiegniemy. Możemy też za bardzo się oszczędzać, przez co jak dobiegniemy sami sobie będziemy zarzucać, że nie daliśmy z siebie wszystkiego. W projektach informatycznych może się to przekładać na to, że przestajemy testować nasze rozwiązanie; wgrywamy wszystko jak najszybciej, by tylko skończyć. Albo zaczynamy robić refratoryzację po testach akceptacyjnych.
Na przykład z tym blogiem - wydawałoby się, że te ostatnie posty to już czysta formalność… nic bardziej mylnego. Przez ostatni miesiąc nad postami spędziłem dwa, jak nie trzy razy więcej czasu, niż poprzednio. A wszystko przez to, że już czułem, że to koniec. Wiem co to u mnie powoduje - odpuszczam. Skoro to koniec, to nie ma co już się starać, udało mi się przez prawie rok to uda się w ciągu ostatnich dwóch tygodni… nic bardziej mylnego. Parę razy bym nie napisał posta, pominął publikację, bo poduszka była bardziej kusząca.
To samo obserwuję u siebie w projektach informatycznych. To już koniec! I na przykład checkinuje bez przetestowania kodu. Robię to już bardzo rzadko. Docieranie do mety rozluźnia nas, zdejmuje stres i poczucie obowiązku. W końcu to już koniec, w razie czego - wybaczą.
Dlatego nie dajcie się nigdy zmylić. Końcówka to czas, kiedy trzeba zebrać wszystkie siły, całą swoją koncentrację i nie odpuszczać. Dopiero wtedy możecie śmiało paść na ziemię i odpocząć.
PS Nie ma finiszu, jeżeli nie było wcześniej pracy. To się rozumie samo przez się. Jeżeli nie było pracy, możemy jedynie mówić o kontrolowanym upadku, albo po prostu zderzeniu czołowym z pociągiem.
PPS Kiedyś czytałem, że bokserzy wagi super ciężkiej co walkę przyjmują średnio na głowę ciosy równoważne właśnie takiemu czołowemu zderzeniu.