Sytuacja kobiet w IT w 2024 roku
5.08.20226 min
Maciej Olanicki

Maciej OlanickiRedakcja Bulldogjob

Web3 – przyszłość czy mrzonka [OPINIA]

W kontekście rozwoju internetu coraz częściej mówi się o Web3. Dowiedz się, jaka ma być kolejna generacja WWW i czy teoria ma szansę stać się praktyką.

Web3 – przyszłość czy mrzonka [OPINIA]

Nowe widmo krąży nad internetem – widmo Web3, czyli kolejnej generacji usługi WWW, które, a jakże, ma zrewolucjonizować to, jak korzystamy z Sieci. Po epoce hipertekstowej, gdzie główną rolę odgrywali dostawcy treści, po epoce Web 2.0, kiedy internet otwarto w większym stopniu dla jego zwykłych użytkowników, ma nadejść kolejny etap. 

Z jednej strony Web 3 przedstawiane jest jako absolutne novum, techniczny majstersztyk wykorzystujący głośne technologie, jak choćby blockchain, po którego rzekomych licznych praktycznych zastosowaniach przejechałem się w jednej z wcześniejszych publikacji.

Z drugiej strony nie sposób się oprzeć wrażeniu, że Web 3 stanowi reakcję, skrajny punkt na sinusoidzie rozwoju Sieci i powrót do korzeni. A także odpowiedź na informacyjną katastrofę, do której doprowadziło nas Web 2.0. Czym więc jest Web3?

Web3 – geneza

Co bardziej doświadczeni z funkcjonującymi w przestrzeni publicznej buzzwordami zdają sobie sprawę, że odpowiedź na to pytanie nie będzie należeć do jednoznacznych. Definicje w takich przypadkach bywają bardzo rozmyte, często sprawiają wrażenie formułowanych ad hoc. Na przyjęte jeszcze przez klasycznych encyklopedystów metody pracy nad systematyką nie ma co liczyć, pozostaje więc sięgnąć do korzeni i aspektów technicznych.

Ukucie terminu Web3 przypisuje się Gavinowi Woodowi, szerzej znanemu jako twórca Ethereum, a wcześniej zatrudnionemu w działach badawczych Microsoftu. Już w 2014 roku Wood mówił o Web3 i trzeba przyznać, że od tego czasu znacząco spopularyzował tę koncepcję. Wyszedł on z założenia, że współczesny internet uległ zbytniej centralizacji, gwarantuje zbyt niski poziom bezpieczeństwa, zaś użytkownicy mają zbyt małą kontrolę nad tym, co dzieje się z ich danymi, z czym trudno się nie zgadzać.

Przez lata Web3 funkcjonowało właśnie jako wymienione założenia, jednak z czasem założona przez Wooda fundacja opracowała bardziej konkretne, strukturalne ramy tego, jak miałaby wyglądać kolejna era WWW od strony technicznej. Na stronie Web3 Foundation można nawet zapoznać się ze szkicem teoretycznego stosu technologicznego. 

Struktura Web3 

Web3 ma się dzielić na pięć warstw. Najbardziej zewnętrzną z nich ma stanowić przeglądarka internetowa końcowego użytkownika, za pośrednictwem której ten będzie uzyskiwał dostęp do warstwy trzeciej, nazwijmy ją roboczo deweloperską. To tam działać mają aplikacje, API. Dalej mamy protokoły warstwy drugiej, gdzie funkcjonować będą między innymi zaszyfrowane silosy z danymi czy systemy rozproszonego dystrybuowania sekretów. 

Warstwa druga ma jednak stanowić jedynie rozwinięcie warstwy pierwszej, na którą składają się niskopoziomowe dla Web3 protokoły (Bitcoin, Ethereum i tzw. parałańcuchy Polkadot, o czym za chwilę) i protokoły dystrybucji danych. Warstwa zero to rdzeń Web3 składający się z trzech elementów: rozwijanego pod okiem Gavina Wooda metaprotokołu i łańcucha blokowego Polkadot działającego w paradygmacie zero/low-trust, protokołów P2P oraz interoperacyjnego i nieznanego jak dotąd bliżej neutralnego języka, który zapewni kompatybilność aplikacji Web3 z różnymi architekturami i systemami operacyjnymi. 

Ważną rolę w całym stosie technologicznym ma stanowić wspomniany już łańcuch Polkadot wraz z protokołem. Według zapewnień twórców ma to być pierwszy w pełni współdzielony łańcuch blokowy umożliwiający wymianę danych pomiędzy bardziej wyspecjalizowanymi blockchainami – swoisty zdecentralizowany łańcuch-pośrednik wykorzystujący faktycznie ciekawe nowinki jak m.in. WebAssembly w celu zapewnienia użytkownikom tego, co ma się stać fundamentem Web3 – decentralizacji.

Teoria a praktyka

Mamy więc założenia – internet należy rozbić, uniezależnić od siebie poszczególne usługi i węzły i oddać kontrolę nad nimi i danymi użytkownikom. I trzeba zrobić to bezpiecznie – z użyciem między innymi łańcuchów blokowych, nowych protokołów wykorzystujących zaawansowaną kryptografię i starych dobrych protokołów P2P. Gavin Wood chce odebrać kontrolę korporacjom big tech nad platformami, co zresztą otwarcie przyznaje w wywiadach. Web3 – w ramach wspomnianej już reakcji – chce rozprawić się z problemami Web 2.0, ale też  połączyć to, co w tej epoce było według Wooda dobre (egalitaryzacja) z rozproszoną, zdecentralizowaną naturą ery hipertekstowej

Po tych deklaracjach i przejrzeniu repozytoriów zarówno Polkadot, jak i innych narzędzi, które stanowić mają zręby Web3 nasuwać może się pytanie – to dlaczego tego nie zrobi?

Web3 ma bowiem w optyce osób, które choćby pobieżnie śledzą to, co w świecie open source dzieje się w zakresie komunikacji i rozwoju WWW zasadniczy problem – jest skrajnie odtwórcze, nie wnosi w zasadzie nic nowego, a problemy, które chce rozwiązywać, zostały rozwiązane już lata temu i to bez użycia m.in. blockchaina. 

Takiego zdania jest m.in. Tim Berners-Lee, twórca WWW, który po dekadach nadal nie ustaje w pracach nad doskonaleniem swojego dzieła. Podobnie jak Wood nie szczędzi on krytyki wobec epoki Web 2.0 w jej bieżącym stadium, która według niego jest nie tyle wypaczeniem, co wręcz zaprzeczeniem pierwotnej koncepcji opracowanej przez niego usługi. Podobnie jak Wood nadzieję dostrzega on w decentralizacji i zwiększeniu kontroli użytkownika nad danymi – zwiększeniu na tyle, aby żadne dane nie ostały się w rękach dostawców usług.

Jakby tego było mało, Tim Berners-Lee dysponuje czymś, co może służyć decentralizacji sieci i działa już dzisiaj całkiem dobrze. Solid, bo o tym przedsięwzięciu mowa, wykorzystuje do decentralizacji już istniejące protokoły, co należy uznać za zaletę w stosunku do Web3 Wooda, który być może tworzy byty ponad potrzebę. Solid bazuje na protokołach P2P i serwerach, nad którymi użytkownicy mają pełną kontrolę. Granuralnie mogą zarządzać informacjami – dane przechowywane są na ich maszynach, lokalnych kontenerach, tzw. podach, nie na serwerach dostawców usług. Wszystko łączy się przez REST API i po prostu działa.

W przypadku podów Solid chodzi o WWW i zarządzanie danymi, ale przykłady podobnych opensource’owych inicjatyw, z których korzystać można już dziś, jest naprawdę wiele. Dość wspomnieć o Matrix – zdecentralizowanym standardzie zaawansowanych funkcjonalnie komunikatorów, na bazie którego można zbudować naprawdę wiele. Od prostej konwersacji grupowej (także z użyciem połączeń głosowych i wideo) po niezależny od jakiegokolwiek dostawcy i jego infrastruktury, lokalny i bezpieczny odpowiednik Slacka czy Microsoft Teams. 

Wszystko to działa już teraz, bez konieczności prac nad nowymi protokołami, budowania stosu technologicznego, angażowania do tego licznych łańcuchów blokowych, jak chciałby tego w swojej wizji Web3 Gavin Wood. Dlaczego więc nie korzystamy z tych dobrodziejstw już dziś?

Przyszłość czy mrzonka?

No właśnie – dlaczego w tej lub innej formie epoka Web3, w czasach kiedy tak bardzo zmęczeni jesteśmy tym, co wyprawia się z naszymi danymi i prywatnością, po prostu nie nastanie? Przecież pod względem technicznym mamy w zasadzie wszystko, czego nam do tego potrzeba.

Niezależnie od tego, czy będzie to Web3 Wooda, czy konglomerat różnej maści wynalazków opensource’owych, zbyt optymistyczne jest założenie, że dostarczenie odpowiednich narzędzi wystarczy, by nastała nowa epoka w historii WWW. Od czasów Tima Bernersa-Lee, co ten zdaje się dostrzegać w ograniczonym zakresie i myśli wciąż kategoriami głównie technicznymi, po internet sięgnął bowiem wielki biznes. I zaczął na nim zarabiać gigantyczne pieniądze.

Zarabiać właśnie na centralizacji, uzależnianiu od swoich usług w modelu vendor lock-in i handlu danymi – na wszystkim tym, co zwalczać chcą zarówno Berners-Lee, jak i Wood. Zabetonowywane przez lata monopole skutecznie opóźniają ewolucję, a jeśli już do niej dochodzi to w kierunkach tak złowieszczych i absurdalnych, jak skrajnie skomercjalizowane metawersa.

W takich okolicznościach nie sposób sobie wyobrazić, by korporacje jak Google czy Facebook dobrowolnie wyzbyły się władzy, jaką mają nad scentralizowanym współczesnym internetem, jego użytkownikami i ich danymi. 

<p>Loading...</p>