Programowanie na psychodelikach – kiedy i dlaczego?
Od wieków wszelkiej maści używki służą ludziom między innymi w celu poszerzania swoich perspektyw, zwiększania kreatywności czy poszukiwania nieoczywistych, niedostrzegalnych wcześniej rozwiązań konkretnych zagadnień. Artyści, naukowcy, myśliciele – wielu z nich otwarcie wyrażało swoje zamiłowanie w różnych substancjach, a nawet promowało ich zażywanie.
Od developerów również wymaga się takich cech, jak wspomniana kreatywność, umiejętność rozwiązywania złożonych problemów nierzadko w nieoczywisty sposób. To skłoniło naukowców z Uniwersytetu Michigan do zbadania, jak popularna wśród programistów jest jedna z najbardziej rozpowszechnionych używek – marihuana. Dla wielu wnioski mogą okazać się zaskakujące.
Programowanie po marihuanie
Należy zaznaczyć, że opublikowana przez doktorantki wydziału Inżynierii informatycznej Uniwersytetu Michigan praca skupia się przede wszystkim na badaniu preferencji programistek i programistów w zakresie palenia marihuany przed lub w trakcie pracy, w mniejszym stopniu zaś na wpływie na kognicję. Przejdźmy jednak do konkretów.
W badaniach wzięło udział ponad 800 osób, z czego 83% stanowili mężczyźni. Ankietowanych pozyskiwano na samym uniwersytecie, ale także na GitHubie oraz w mediach społecznościowych, a ich średnia wieku wyniosła 29 lat. Udział w badaniu wzięły osoby pracujące jako developerzy w pełnym wymiarze czasowym, jak i częściowym. Swoich odpowiedzi udzielili między innymi inżynierowie oprogramowania, eksperci ds. danych i administratorzy.
Programowania lub innych prac związanych z pracą nad oprogramowaniem po marihuanie próbowało aż 35% badanych, z czego 73% robiło to w ciągu ostatniego roku. Co ciekawe, jest to znacznie więcej niż średnia w Stanach Zjednoczonych. Uwagę zwraca także częstotliwość pracy po marihuanie. Z rzeczonego grona osób, które paliły marihuanę lub przyjmowały inne produkty THC w ciągu ostatniego roku, aż 53% robiło to średnio co miesiąc.
Praca po marihuanie – kiedy i po co?
Badanie objęło także konteksty, w jakich zażywający regularnie THC developerzy sięgają po używkę. Zauważono pewną konsekwencję – bardzo niewiele osób (9%) zadeklarowało, że byłoby gotowych zażyć THC w sytuacji, gdy zajmują się krytycznie ważną sprawą tuż przed deadlinem. Stopniowo, im mniej pilna i ważna jest sprawa, tym po marihuanę sięga się częściej: w przypadku mało pilnych zadań jest to już 47%, a prywatnych projektów – 63%.
Zaskoczenia nie ma także w kwestii zadań, jakie ankietowani podejmowali pod wpływem marihuany. Najczęściej była to burza mózgów, co potwierdzałoby hipotezy o zwiększonej kreatywności. Na drugim miejscu uplasowało się prototypowanie oprogramowania, zaś podium zamyka faktyczne kodowanie i testowanie, które o włos wyprzedziło refaktoryzację. Na przeciwnym końcu listy są etapy programowania, które wymagają koncentracji i skrupulatności: QA czy analiza danych. Najbardziej do marihuany zniechęca natomiast bliski deadline.
Jeśli zaś chodzi o motywacje, jakie stoją za decyzją o przyjęciu THC, to najpopularniejszą z nich okazała się chęć uczynienia pracy z kodem bardziej „przyjemną”. Popularną odpowiedzią była także wspomniana chęć myślenia w sposób bardziej kreatywny podczas rozwiązywania problemów. Marihuana ma także pomagać developerom podczas wykonywania żmudnych zadań oraz podczas wdrażania się w kod czy przeglądania dokumentacji.
Autorzy artykułu podsumowują wyniki badań spostrzeżeniem, że mimo stosunkowo dużego odsetka osób regularnie zażywających marihuanę podczas prac nad oprogramowaniem, nie sposób zakwalifikować taką praktykę jako zażywanie rekreacyjne. Ma być to na ogół związane przede wszystkim z zamiarem rozszerzenia swoich możliwości oraz bardziej efektywnego i kreatywnego wykonywania zadań.
Sillicon Valley Parano
Zarówno wyniki badań, jak i motywacje stojące za decyzjami developerów przywodzą na myśl inne ciekawe zjawisko dostrzeżone w szeroko pojętym świecie IT, a konkretniej w jego stolicy – Dolinie Krzemowej. W listopadzie 2015 roku Andrew Leonard na łamach „Rolling Stone” opisywał modę, jaka zapanowała wśród tamtejszych pracowników sektora tech.
Otóż zarówno w wolnym czasie, jak i w pracy zażywają oni mikrodawki psychodelików, przede wszystkim LSD. Mikrodawka oznacza tu około dziesiątą część normalnej dawki – ok. 10 mikrogramów dla LSD i 0,5 grama dla grzybów. Jak twierdzi jeden z rozmówców Leonarda, jest to na tyle mało, by nie doświadczać żadnych silnych, narkotycznych skutków zażycia tych substancji, lecz na tyle dużo, by poczuć „przypływ energii i wnikliwości”.
Praca przyszłości?
Czy zatem już niedługo praca z kodem pod wpływem substancji psychoaktywnych spopularyzuje się także w Europie? Zapewne za wcześnie, by to stwierdzić, niemniej zarówno wyniki badań Uniwersytetu Michigan, jak i praktyki stosowane w Dolinie Krzemowej dają do myślenia w kwestii tego, jak w przyszłości będzie wyglądać praca i to nie tylko praca programistów.