Sytuacja kobiet w IT w 2024 roku
26.05.20225 min

Studia informatyczne są czymś więcej?

Sprawdź, jakie głębsze znaczenie może mieć studiowanie kierunków informatycznych.

Studia informatyczne są czymś więcej?

Niedawno czytałem artykuł zatytułowany “Studia informatyczne są bzdurą?”, którego autor dowodził, że studiowanie informatyki zbyt wiele sensu nie ma. Postanowiłem napisać tekst o tym, że studia są jednak czymś więcej.

Z góry przepraszam czytelników za brak wprowadzenia mojej osoby. Oczywiście każdy może mnie stosunkowo łatwo zweryfikować, ale nie chcę, żeby moje tytuły naukowe, czy doświadczenie zawodowe stanowiły główną oś dyskusji. Argumentację sprowadzającą się do skrytykowania moich decyzji uważam za jałową. No i naprawdę, nie jestem aż tak ciekawym tematem rozważań ;)

Omówię teraz, jak podejdę do tematu. Osoby zainteresowane samym “mięsem”, mogą przeskoczyć do akapitu “Po co są studia?”.

Postaram się oddzielić algorytm od jego “implementacji”, czyli osobno skupię się na tym, jak teoretycznie powinny wyglądać studia (według mnie), a jak wyglądają. Pominę osobiste wybory autora, a skupię się na czymś w miarę uniwersalnym, bo nie jest moim celem ocenianie tego, czy ktoś, mając takie, a nie inne doświadczenie życiowe, może mieć rację, a interesuje mnie podjęcie samych argumentów. Siłą rzeczy artykuł opiera się o moje własne przeżycia, więc sporo argumentów ma charakter dowodu anegdotycznego, ale nie aspiruję do stworzenia pracy naukowej, a jedynie felietonu.

Po co są studia?

W swoim tekście Michał pisze: “pewnie część z Was powie teraz, że studia mają dać jedynie bodziec do samorozwoju”. Jest to jedyny moment, w którym autor zastanawia się nad tym, jaki jest cel studiów, jakie ideały im przyświecają, a szkoda, bo dopiero wychodząc z tego miejsca, można podjąć się oceny tego, jak dobrze ów cel zrealizowany.

Studiowanie oznacza tyle, co badanie, zgłębianie czegoś. Oryginalnie studiowanie polegało na gromadzeniu się miłośników jakichś dziedzin, którzy mogli wspólnie dywagować nad nią. Później kwestia została nieco sformalizowana.

Obecnie czasami studia są traktowane jako trochę bardziej rozwinięta zawodówka, która ma przygotować do wykonywania pewnej pracy.

Jeśli jednak chcemy, żeby studia były takim darmowym bootcampem Javy, to może jednak idźmy na bootcamp Javy? Studia dalej skupiają pasjonatów danej dziedziny. W naszym przypadku - informatyki. Celem powinno być tutaj umożliwienie im studiowania, czyli właśnie poznawania jakiegoś obszaru. Jednakże - czy dzieje się to w sposób optymalny? I co to w ogóle znaczy?

Dobór przedmiotów

Jeśli ktoś oczekuje, że będzie miał możliwość popróbowania sobie różnych technologii, obszarów IT, bo nie ma w tym doświadczenia, to na studiach się odnajdzie. Będzie mógł być elektronikiem, programować niskopoziomowo układy scalone, zrobić jakąś grę, aplikację webową, obsłużyć w niej bazę danych i jeszcze pobawić się bardziej teoretycznymi aspektami, jak algorytmami genetycznymi. Możliwości jest ogrom i jest to zdecydowanie na plus.

Problem pojawia się w przypadku ludzi o podejściu podobnym do mojego - wiem z grubsza, co chcę robić, robię coś w tym kierunku i chciałbym jak najmocniej pójść w jakąś specjalizację (zgodnie z tym, co napisałem w poprzednim akapicie, bez oczekiwania, że będzie to ukierunkowane wyłącznie na zdobycie pracy). Wiem, że są specjalizacje, ale nie zawsze są one dostępne, co powoduje, że może dojść do sytuacji, w której zajmujesz się czymś, co zupełnie Cię nie interesuje. Np. można utknąć na trzecim roku w jakichś excelach, liczących wyniki wyborów różnymi metodami.

W niektórych przypadkach można było wprowadzić innowacje w ramach zajęć. Tutaj przypominam sobie sytuację, w której po ukazaniu się poważnego błędu w gicie, poprosiłem prowadzącego o możliwość omówienia, na czym polegał i pokazania przykładu obejścia zabezpieczeń wykorzystującego podobną technikę.

Pewnym problemem może też być ilość zajęć. Na niektórych uczelniach jest tego na tyle dużo, że ciężko jest znaleźć czas na rozwijanie czegoś swojego, nie wspominając już o pracy zawodowej (która, nawet jeśli nie jest najważniejszym celem, to przecież w końcu i tak musimy jakąś zdobyć i lepiej zrobić to szybciej, niż później).

Pewnym rozwiązaniem są studia zaoczne, ale tutaj zdarza się, że prowadzący w mniejszej liczbie godzin starają się zmieścić tyle samo materiału, zajęcia potrafią trwać do późna, a ich nieregularność nie sprzyja przyswajaniu wiedzy.

Przygotowanie prowadzących

To jest moment, w którym najbardziej wspieram autora poprzedniego tekstu. Spotykałem się z prowadzącymi, którzy nigdy nie wynieśli swojej wiedzy poza mury uczelni. Spotykałem też wybitnych specjalistów, szanowanych na świecie, którzy robili bardzo rozwojowe rzeczy, a byli beznadziejnymi dydaktykami.

Jeden z moich profesorów prowadził własny ośrodek badawczy, miał chyba z 9 tytułów doctor honoris causa, a wykłady prowadził w sposób absolutnie odstręczający. Do tego stopnia, że przed egzaminem jego asystenci nieodpłatnie prowadzili kilkugodzinne zajęcia dodatkowe, na którym drugi raz omawiali przedstawiony materiał. Niestety, bycie dobrym naukowcem nie pociąga za sobą bycia dobrym nauczycielem.

Były też przypadki zupełnie beznadziejne. Na jednym wykładzie prowadzący na wstępie stwierdził, że nie jest specjalistą w danej dziedzinie, że część z nas pewnie ma większe doświadczenie w danym obszarze i że w związku z tym nie wie, co ma robić na zajęciach i proponuje zaliczenie przez prowadzenie wykładów. Czy ktoś wyobraża sobie, dajmy na to, kurs, na którym trener pierwsze co mówi to: “ja nie mam pojęcia na ten temat, ale jak poprowadzicie za mnie zajęcia, to dam Wam od ręki certyfikat ukończenia”.

Oczywiście są również przykłady w drugą stronę - ot, chociażby wspomniani asystenci, którzy świetnie radzili sobie z prostym przekazaniem skomplikowanych kwestii i potrafili znaleźć czas poza standardowymi godzinami konsultacji, żeby omówić nurtujące mnie kwestie. Potrafili oni prowadzić zajęcia z pomysłem i humorem (pozdrawiam tutaj pewnego miłośnika Tolkiena). Niestety, w moim odczuciu było ich niewielu.

Przedmioty humanizujące

Kolejna rzecz, którą można zrobić bardzo dobrze albo bardzo źle. Doświadczyłem obu.

Z jednej strony zajęcia, na których omawiane było prawo cywilne, rodzaje umów, to, na co należało zwracać uwagę przy podpisywaniu ich i które miały bardzo mocny aspekt praktyczny (zaliczeniem było napisanie własnej umowy o dzieło).

Z drugiej strony etyka, czy ekonomia. Niby dorosły wykształcony człowiek powinien umieć zabrać głos w dyskusji o etyce w miejscu pracy, czy wiedzieć, jaka jest rola banku centralnego, ale moim zdaniem można ten czas spożytkować lepiej.

Podsumowanie

Czy jest jakaś uniwersalna rada, jaką mogę dać osobom zastanawiającym się nad studiami? Jest. Brzmiałaby ona: jeśli macie takie możliwości (nie ograniczają Was finanse, czas, cokolwiek), to nie bójcie się iść na studia. To decyzja odwracalna, skreślenie z listy jest czynnością administracyjną, po której nikt się na Was nie obrazi. A być może skorzystacie.

Jeśli się Wam nie spodoba, to możecie spróbować rozwijać się w inny sposób: dołączyć do jakiegoś hackerspace’a, współtworzyć jakiś projekt open source. Możliwości jest wiele i, paradoksalnie, być może właśnie niestudiowanie postawi Was w sytuacji, w której będziecie musieli wykazać się kreatywnością w zdobywaniu i dokumentowaniu wiedzy i zaprowadzi Was dalej.

Ciekawe stanowisko, z którym w dużej mierze się zgadzam, zaprezentował już dobre kilka lat temu Gynvael Coldwind. Polecam się z nim zapoznać tutaj.

<p>Loading...</p>